Wspomnienia absolwentów szkoły
Anna Jaczuk
Swój czas w Zespole Szkół nr 1 im K.K Baczyńskiego w Sokołowie Podlaskim wspominam bardzo ciepło. Uczęszczałam do liceum ogólnokształcącego o rozszerzeniu język angielski-informatyka, w latach 2005-2008. Nauczyciele języków obcych: języka angielskiego pani Monika Winczaruk i języka niemieckiego Pani Izabela Rudaś byli bardzo życzliwi i kompetentni. Potrafili nauczyć każdego ucznia. Nasza wychowawczyni Pani Grażyna Sawicka organizowała wspaniałe wycieczki i dbała o naszą klasową społeczność. Miło wspominam również Panią Dorotę Kalinowską, która uczyła nas matematyki, pomimo tego, ze nie byłam orłem z tego przedmiotu, to cieszyłam się na każdą lekcję. Czas w szkole średniej wspominam bardzo dobrze. Nie zmieniajcie się nauczyciele! Anna Jaszczuk. Teraz Jaskółka.
Agnieszka Rejowska z d. Jurczak
Liceum to czas młodzieńczych przyjaźni, pierwszych miłości i precyzowania swoich planów zawodowych. Szkołę wspominam z wielkim sentymentem. Pamiętam klapki w roli głównej, czyli obowiązkową wówczas zmianę obuwia. Koleżanki, z którymi w czasie przerw, wymykałyśmy się " na dymka", na klatkę do bloku mojego przyszłego męża(wtedy go jeszcze nie znałam). Ciepło wspominam wspaniałych nauczycieli- nieżyjących już niestety: Pana Banasiuka - fizyka i Panią Larysę od reklamy. Wielkim sentymentem darzę i miło mi czasem spotkać w Sokołowie Panią Krysię Romańczuk oraz Panią Bielską. To dzięki tej ostatniej, mojej Pani od ekonomiki i marketingu, postanowiłam zostać nauczycielką. Była i jest nadal dla mnie niedoścignionym ideałem kobiety pełnej empatii, wyrozumiałości oraz profesjonalnego podejścia do zawodu.
Agnieszka Banasiuk
Powrót myślami do lat 2005-2008 w Liceum o profilu Zarządzanie Informacją w Zespole Szkół Nr 1, to jak podróż w czasie do momentów pełnych nauki i młodzieńczych przygód. To były trzy cudowne lata, które nie tylko wyposażyły mnie w wiedzę, ale również umiejętności potrzebne w dorosłym życiu. Wychowawcą mojej klasy był Pan Adam Elbich. Był to nasz mentor, który nie tylko dbał o naszą edukację, ale również inspirował, byśmy zawsze dążyli do doskonałości.
Dziś, patrząc wstecz, czuję dumę, że mogę kontynuować misję, będąc nauczycielem wychowawcą w Bursie przy mojej szkole. Mam nadzieję, że moi wychowankowie będą postrzegać mnie tak jak ja zapamiętałam moich wspaniałych nauczycieli. To piękne widzieć, jak koło życia zatacza pełny krąg, a ja mogę dzielić się swoją wiedzą i pasją, być przewodnikiem i inspiracją dla kolejnych pokoleń.Damian Wołyniec, rok ukończenia szkoły 2009
Wspomnienia ze szkoły średniej (zarządzanie informacją)są wciąż obecne w moim życiu. Często wracam pamięcią do lekcji i nauczycieli z którymi się tam spotkałem. To właśnie dzięki napotkanym tam ludziom mogłem rozwijać swoja pasje do sztuki. Dzisiaj z chęcią powróciłbym do tamtych czasów aby jeszcze raz wziąć udział w tych zajęciach i móc spotkać wszystkie te wspaniałe osoby, które pomogły mi rozwinąć skrzydła.
Damian Fiołek
"Dziękuję Ci, szkoło!"
Za to, że dałaś mi bezpieczną przestrzeń, gdzie mogłem we własnym tempie i stylu rozwijać swoje talenty i zainteresowania. Stałaś się miejscem pierwszych kroków w dorosłym życiu, preludium do wielu intelektualnych inicjacji, które ukształtowały moją osobę na przestrzeni lat.
Damian Fiołek, rocznik 2013, uczeń Liceum Profilowanego (klasa socjalna, wychowawca Elżbieta Markowicz-Wcisłak), absolwent studiów historycznych na Uniwersytecie w Siedlcach (dawniej UPH), freelancer, działacz społeczny, regionalista, popularyzator nauki, inicjator i koordynator akcji społecznych, współpracownik Fundacji Campus Polska Przyszłości - organizatora corocznego największego festiwalu dla młodych aktywistów w Europie, specjalista z obszaru budowania marki i kreowania wizerunku w mediach tradycyjnych oraz społecznościowych (certyfikowany przez SGH oraz Google), były koordynator programowy oraz doradca burmistrza miasta Sokołów Podlaski Iwony Kublik.
Ela Nawacka-Danielak
Zaczynając szkołę średnią ,"szarej" w pełnej swojej klasie nie było. Zaczynałam naukę w "żółtej" tu miałam inaugurację, tu poznałam klasę i nauczycieli. Szkołę średnią kończyłam już w "szarej", gdzie mialam bal maturalny i zdawałam maturę jako jedyna klasa na wielkiej sali gimnastycznej. Chodziłam do TPSu gdzie dostałam się przypadkiem, bo rozwiązano Liceum Zawodowe. TPS to nie była moja bajka ale wytrwałam do końca i zdałam egzaminy zawodowe i maturę. Nie poszłam tą drogą, zawróciłam o 180stopni ale to nie znaczy że "szara" na mnie nie wpłynęła. Poznałam wspaniałych ludzi wiele przyjaźni pozostało do dzis. Nauczyciele byli wspaniali i pomocni. Od samego początku weszłam w wir szkoły. Brałam czynny udział w akademiach jako lektor recytowałam wiersze; śpiewałam w zespole i chórze. Nauczyłam się pierwszej pomocy w drużynie sanitarnej z którą jeździłam na zawody odbywające się na poligonach wojskowych. Pamietam kiedys znienawidzone marsze 1wszo majowe na stadion. Wszystko to ukształtowało mnie jako człowieka. Dzis historia zatoczyła koło, bo moje dzieci też ukończyły "siwą" a starszy syn brał nawet aktywny udział w szkolnym teatrze a ja chodziłam na wywiadówki przypominajac sobie stare czasy i choć nie ma już moich nauczycieli, wielu odeszło ale duch szkoły pozostał, w murach czuć historię. Dzis wspominam swoją naukę w "szarej" z nostalgią.
Ks. Grzegorz Wierzbicki: uczeń w latach 1993 – 1997
Wspominając swoje lata szkolne, mam w sercu rzeczywistość, w której kształtowało się i dojrzewało moje spojrzenie na życie, na Ojczyznę, społeczność lokalną i oczywiście na wiarę. Szkoła bowiem, zaraz po rodzinie rozwija i umacnia umysł, serce oraz ciało. Tutaj mogłem tego wszystkiego doświadczyć dzięki całej społeczności szkolnej, bo każda z osób, która ją wtedy tworzyła odegrała ważną rolę.
Bardzo serdecznie wspominam i pozdrawiam kolegów z klasy „B’’ technikum, moje wychowawczynie na przestrzeni czterech lat, wszystkich nauczycieli, księży katechetów oraz pracowników obsługi i administracji. W latach mojej nauki uczniów w szkole było o wiele więcej, była nawet nauka zmianowa. Nie znaliśmy smartfonów, nosiliśmy szkolne identyfikatory i takie śmieszne kapcie. Nasze różne niekiedy patrzenie na młodość i nasze dążenie do dorosłości pozostawiło w pamięci wiele pięknych chwil, sporo różnorakich doświadczeń i wymagań, co niewątpliwie przyczyniło się do wybrania przeze mnie drogi życia kapłańskiego.
Odbierając świadectwo maturalne w 1997 r. pomyślałem, że skończyła się bezpowrotnie moja przygoda z ,,Szarą”, ale zrządzenia Opatrzności Bożej bywają różne. Od 2012 r. znowu mury tej szkoły, chociaż w innym już charakterze tworzą w części przestrzeń mojej pracy i mojego życia, zachowując jednak ciągle niezapomniany klimat wspomnień szkolnych sprzed lat.
Halina Kobylińska (Jurczak) - 74-75 r. -zawodówka mięsna, 75-79r. technikum ekonomiczne zaoczne. Do zawodówki poszłam, bo nie dostałam się do liceum, mimo że miałam same 4 i 5 na świadectwie. Pan Rosochacki uczył mnie przedmiotów zawodowych, lecz za bardzo za mną nie przepadał, ponieważ widział mnie na zabawie, na której grał jako muzyk w zespole. Odtąd pilnował mnie na każdej klasówce. Naukę kontynuowałam w technikum zaocznym. To był czas wytężonej pracy w Zakładach Mięsnych i bujnego życia towarzyskiego. Szkoła mieściła się jeszcze w obecnej SP6, a my jako jej uczniowie myliśmy okna w nowo powstałym budynku przy ul. Piłsudskiego.
K. Borys
Chodziłem do technikum (lata nauki 1997 2003) o profilu Naprawa i Eksploatacja Pojazdów Samochodowych. Wychowawczynią była Pani Krystyna Kurdzińska. Bardzo miła i cierpliwa kobieta, patrząc na to, że miała w klasie tylko jedna dziewczynę. Bardzo miło wspominam okres szkoły średniej, gdyż był to czas wprowadzający poniekąd w dorosłe życie.
Katarzyna Głowacz. Teraz Janusz
Moje najlepsze wspomnienia szkolne pochodzą z czasów liceum. Chodziłam do liceum o profilu angielski - informatyka. Miałam bardzo fajną, zgraną klasę. Z każdym utrzymywałam bardzo dobre relacje. Z niektórymi nawet nawiązałam przyjaźń, która trwa do dnia dzisiejszego. Zawsze spędzaliśmy ze sobą dużo czasu, mieliśmy wspólne tematy i zainteresowania. Bardzo często organizowaliśmy zabawy czy ogniska integracyjne, na których było dużo śmiechu. Miło wspominam ten czas liceum.
Łukasz Dziewulski absolwent liceum ogólnokształcącego o profilu Język Angielski oraz Informatyka w latach 2005-2008.
Mój czas w liceum ogólnokształcącym wspominam bardzo dobrze, a to za sprawą fajnej, zgranej klasy pod przewodnictwem Pani Grażyny Sawickiej, która była dla nas jak prawdziwa mama. Bardzo się troszczyła o całą klasę, a także o każdego z nas indywidualnie. Zawsze znalazła chwile, aby po lekcji, czy w przerwie na korytarzu zapytać co słychać, jak w domu itp. Bardzo miła i ciepła osoba, taką ją pamietam. Dobrze tez wspominam geografie i przesympatyczną Panią Iwonę Piętkę. Lekcje z nią to była czysta przyjemność. Do tego stopnia, że czekałem kiedy będzie kolejna geografia ( przy tym oczywiście interesował mnie bardzo ten przedmiot ). Po czasie bardzo ułatwił mi zrozumienie świata, a także poszerzył horyzonty i dał solidne fundamenty w planowaniu moich podróży po wielu kontynentach, które odbyłem już po szkole. Fajnie wspominam lekcje wychowania fizycznego z Panem Ruslanem , jak trzeba było to był wycisk, a jak wszyscy w odpowiedni sposób zawnioskowaliśmy, to był fajny edukacyjny luzik. Z matematyki nie pamietam zbyt dużo, bo nie był to moj najmocniejszy i ulubiony przedmiot, ale pamietam duże zaangażowanie Pani Doroty Kalinowskiej. Język angielski z Panią Moniką Winczaruk był czystą przyjemnością i dał mi fajne, solidne podstawy do mojego dzisiejszego poziomu, w którym już mówię płynnie po angielsku. Niemiecki z Panią Rudaś tez był ciekawy, a to za sprawą , że ciężko było mi się go uczyć i mam tak do dziś ( pomimo tego , ze przez 11 lat prowadzę w Niemczech biznes, nadal się nie przełamałem, aby nauczyć się tego języka w stopniu komunikatywnym - myślę , ze to przez kwestie historyczne ). Fizyka z Panią Abramczuk była zawsze bardzo ciekawa i wciągająca, chociaż nie do końca przepadałem za tym przedmiotem, to profesionalizm Pani Jolanty zostawił w pamięci dużo informacji z tego przedmiotu. Ogólnie moj pobyt w Liceum wspominam jako bardzo dobry czas i fajne doświadczenie życiowe. Mnóstwo nowych znajomości, kontakty z ludźmi z innych klas o innych profilach, czasem zawodowych, były dobrym doświadczeniem, ponieważ zderzały się tam różne światopoglądy, ambicje, ludzie z różnych środowisk. Pozdrawiam serdecznie Panią Grażynkę oraz całą kadrę nauczycielską ówczesną i dzisiejszą. Życzę, aby mądrość i doświadczenia nauczycieli zwłaszcza z okresu kiedy ja uczęszczałem do Liceum skutecznie oparła się wszelkim próbom wprowadzania różnorodnych ideologii do szkół, które mają na celu formatowanie oraz indoktrynację młodzieży. To śmiertelne zagrożenie wprowadzane do naszych szkół z „ zachodu", z którym każdy Polski nauczyciel patriota powinien walczyć.
Martyna Wyrębek
Czasy nauki w "szarej" wspominam bardzo dobrze. Jest wielu nauczycieli, których wspomnienie wywołuje uśmiech na mojej twarzy, m. in. nasza wychowawczyni Grażyna Sawicka, która była gotowa dla swojej klasy pójść w ogień. Pamiętam pierwsze dni w szkole i to jak ogromna się wtedy wydawała i jak ciężko było odnaleźć właściwe sale lekcyjne, a po jakimś czasie jak swojskie to wszystko się stało. Bardzo się cieszę, że mogłam być uczennicą LO i że udało nam się utrzymać kierunek z rozszerzonym angielskim i informatyką, mimo że w ostatniej chwili miał on zostać zamknięty, tuż przed naszym rozpoczęciem nauki tam. Mam nadzieję, że obecni uczniowie będą równie ciepło wspominać lata spędzone w tej szkole.
Monika Wyszomierska( obecnie Zalewska)
Najbardziej pamiętam lekcje WOŚP z Panem Mikłasiewiczem ps. Beton . Wszyscy się bali żeby nie kazał zakładać masek przeciwgazowych lub robić sztuczne oddychanie na starym manekinie . U niego na lekcji było tak cicho że słychać było jedynie latającą muchę. A dostać u niego ocenę wyższą niż dostateczny graniczyło z cudem Pamiętam też naszą klasę przystrajaną na studniówkę. U nas był motyw kosmosu i cała kasa przyklejała gwiazdy z foli aluminiowej na suficie i ścianach i tego wypchanego "Gagarina" No i jeszcze Ania Malinowska jak mdlała na zawołanie pod tablicą.
Magdalena Imielińska z d. Poślada
Byłam uczennica Technikum Handlowego klasa I-IV "F" (w tamtym czasie było nas ogrom chętnych na ten kierunek i powstało dwie równoległe klasy tego samego kierunku). Dyrektorem był w tamtym czasie Pan Waldemar Wrzosek, który miał świetne podejście do młodzieży i był bardzo lubiany. Moją wychowawczynią była Pani Agnieszka Makowiecka i byliśmy jej pierwszą klasą, w której objęła wychowawstwo Cudowna, ciepła kobieta na której w każdej sytuacji mogliśmy liczyć. Czas szkoły średniej wspominam bardzo dobrze i żałuję że tak szybko minął. Miałam świetną i bardzo zgraną klasę, gdzie jeden za drugim stał murem co by się nie działo Przez 4 lata byłam gospodarzem i mówili na mnie "Szefuńcio" Nie ma nauczyciela którego bym źle wspominała. Szanowaliśmy każdego z nich i do dziś bardzo ciepło wspominam każdego. Matematyka - p. Mikłasiewicz, która miała do nas ogromną cierpliwość. Fizyka - p. Banasiuk- na lekcji było zawsze wesoło. Historia- p. Gajowniczek duża wiedza i zawsze podążający do klasy z mapą pod pachą przedmioty zawodowe p. Bielska - cisza i spokój uczniów na lekcji opanowane do perfekcji j. niemiecki - p. Jakubowska- elegancka i stanowcza, negocjacje typu przełóżmy kartkówkę nie miały żadnego sensu Towaroznawstwo - p. Wieczorek- radosna zawsze z uśmiechem prowadziła lekcje j. polski - p. Mazurczak zawsze jak traciła nadzieję że ktokolwiek się nauczył na odpowiedź mówiła " Magda wstań i ratuj honor tej klasy" i tym sposobem prawie co lekcja odpowiadałam . PO - p. Bogaj - pierwszą pomoc mieliśmy opanowaną do perfekcji Geografia -p. Piętka, informatyka -p. Elbich, świetlicę i wszystkie występy śpiewająco prowadził p. Bogdan Kwiatkowski. Każdego z osobna ciepło wspominam. A sporo nauczycieli miałam okazję poznać bo w technikum mieliśmy dużo przedmiotów zaczynaliśmy rano kończyliśmy jako jedni z ostatnich. Mimo że było intensywnie i nie zawsze łatwo lubiliśmy przebywać ze sobą jako klasa i nauczyciele równie nas lubili. Zawdzięczam tej szkole możliwość poznania wspaniałych ludzi
R. Karpiński
Zespół szkół zawodowych w Sokołowie Podlaskim bardzo miło wspominam. W roku 1968 ukończyłem Zasadniczą Szkołę Zawodową w zawodzie Ślusarz Maszynowy. Dyrektorem był wtedy Kazimierz Węgrzyniak.
Po Dziesięciu latach od ukończenia ZSZ zacząłem naukę w Wieczorowym Technikum Mechanicznym, którą ukończyłem w zawodzie Technik Mechanik Obróbka Skrawanie. Dyrektorem wówczas był Stanisław Kowalczyk.
W roku 1984 rozpocząłem pracę w Zespole Szkół Zawodowych na stanowisku Kierownik Administracyjno-Gospodarczy. Dodatkowo pracowałem cztery godziny tygodniowo jako nauczyciel przedmiotu Maszyny i Ciągniki Rolnicze. Pracę w Zespole Szkół Zawodowych zakończyłem w roku 1991.R. Cacko
Ukończyłem kierunek technikum ochrony środowiska o specjalności uzdatnianie wody i oczyszczanie ścieków. Wspominam miło kolegów i koleżanki z klasy, profesorów, którzy mnie uczyli, a najbardziej występy w szkolnym zespole. Śpiewaliśmy poezję śpiewaną, szanty, kolędy na różnych uroczystościach, występowaliśmy w kinie. A głównym prowadzącym był opiekun świetlicy, dla nas profesor Kwiatkowski. Na pewno mnie pamięta. Na koniec roku zaśpiewałem z koleżanką piosenkę Zespołu Stare Dobre małżeństwo: Pożegnanie.
Sylwia Podniesińska
Rok ukończenia: 97 Technikum Ochrony Środowiska . 5 lat nauki i zabawy. Moja klasa to 5 chłopaków, wystarczyło za 15 oraz 25 świetnych, pięknych dziewczyn . Wspaniali nauczyciele, nasza pani Marta od polskiego i cudownie groźna pani Maria od matematyki. Wspólne czytanie całej klasy " Sagi o ludziach lodu", wycieczki -10 osób jechało dużym fiatem, całonocne ogniska. I wiele innych super historii , o których nie wypada pisać, ale wspomina się cudownie i tęskni za tymi czasami..
W. Kowalczyk
Ukończyłem technikum mechaniczne (kierunek Obróbek Skrawaniem) w Zespole Szkół nr 1 w latach 1983-1988. Wychowawca Pani Krystyna Sawicka, dyrektor Pan Stanisław Kowalczyk.
Czas technikum wspominam z ogromną sympatią. To były moje najlepsze lata! To był naprawdę dobry poziom nauczania (łącznie z dobrze wyposażonymi warsztatami szkolnymi). Miło wspominam przyjazne nastawienie kadry nauczycielskiej do nas – uczniów. Nie było równych i równiejszych, co w tamtych czasach nie było takie oczywiste w innych szkołach. Wychowawczyni była wymagająca, ale i empatyczna. Umiała zapanować nad różnymi charakterami. A to nie takie proste.
W tej szkole był kantorek wyposażony w nagłośnienie i instrumenty (również instrumenty dente). Dzięki temu rozwijałem swoje muzyczne zainteresowania. Założyliśmy zespół klasowy. Graliśmy na akademiach i nie tylko. Na czele z Radkiem Świderskim odnieśliśmy sukces w konkursie piosenki radzieckiej! Po ukończeniu technikum kontynuuję swoją muzyczną przygodę.
Zespół Szkół nr 1 w Sokołowie organizował w tamtych latach wiele wycieczek po kraju wraz z Technikum Przemysłu Spożywczego poznawaliśmy Polskę. Jednak moim zdaniem najważniejszy był wyjazd za granicę kraju, do pracy (Węgry). Pracę przy papryce i zwiedzanie Węgier (o wiele lepiej wówczas rozwinięty kraj od Polski) pamiętam do dziś.
Śmiało mogę powiedzieć, że ZS nr 1 to najważniejsza szkoła mojego życia! Minęło 36 lat od ukończenia technikum, ale wspomnienia są wciąż żywe. Pozdrawiam ówczesnych i obecnych nauczycieli oraz absolwentów. Zachęcam młodzież do nauki w ZS nr 1, bo z własnego doświadczenia wiem, że warto!Joanna Jasińska Kur
Najbardziej w pamięć z czasów liceum i technikum ze względu na nasze zainteresowania zapadło nam w pamięć powstanie grupy akrobatyczno-gimnastycznej prowadzonej przez Magdę Filipiak. Zajęcia zapoczątkowały naszą znajomość z Łukaszem i rozwijanie naszych pasji i zainteresowań sportowych. Tworzenie układów gimnastycznych i pokazów przy dużej publiczności cieszyły się dużym zachwytem widowni, a dla nas poczuciem że robimy coś fajnego dla szkoły. Oczywiście świetnie wspominamy także studniówki i wszystkie imprezy społeczności szkolnej.
Szkoła i rozwijanie pasji połączyła nasze drogi, a teraz jesteśmy małżeństwem Po ukończeniu liceum rozpoczęłam studia na kierunku wychowanie fizyczne, gdzie następnie miałam możliwość realizować praktyki pedagogiczne pod kierunkiem Magdy Filipiak właśnie w szarej.
Chodziłam do liceum medyczno sportowego i wspominam także bardzo dobrze wszystkie akcje ratownictwa medycznego z Panem Bogajem.Łukasz klasa wojskowa logistyk
Z. Czerkas
Byłem uczniem klasy technikum przemysłu spożywczego ze specjalizacją przetwórstwo mięsa. Wychowawczynią była pani Krystyna Sawicka, cudowna kobieta, która potrafiła nawiązać dobre relacje z męską klasą (w tamtym czasie istniały dwie klasy o tym profilu: jedna męska, druga żeńska). Milo wspominam tamte czasy, byliśmy zgrana grupa, osiągaliśmy sukcesy na różnych płaszczyznach od sportowych, przez historyczne, kończąc na branżowych. Do tej pory pamietam nauczycieli: panie B. Janiuk, p. G. Sawicka, p. J. Rybarczyk, p. D. Kalinowska, p. J. Kowalczyk, pana A. Brzezika i oczywiście dyrektora p. J. Rosochackiego. Szkolne lata były dla mnie i moich kolegów ważne. Łączyły nas nie tylko wspólne pasje, ale organizowanie przedsięwzięć i uroczystości szkolnych.
Taka działalność przeniosła się poza życie szkolne. Do dziś utrzymujemy kontakty ze sobą, z dyrekcją i nauczycielami. Współpracujemy ze sobą na wieku płaszczyznach działając teraz na rzecz społeczności lokalnej.Józef Jan Romańczuk - rocznik 1960
Do Liceum Zawodowego w Sokołowie Podlaskim uczęszczałem w latach 1975 – 1979. Wraz ze mną do klasy C zostali zapisani Andrzej Dorczuk z Gródka i Henryk Bojar z Tończy. Wszyscy trzej ukończyliśmy szkołę podstawową w Jabłonnie Lackiej. Decyzję o wybraniu szkoły pomogła nam podjąć wizyta przedstawiciela Zespołu, który opowiadał o kierunkach kształcenia. Wybraliśmy Liceum Zawodowe o kierunku obróbka skrawaniem, bo- jak Pan powiedział- „można zdobyć ciekawy zawód a nawet zostać kierownikiem”.
Wychowawczynią naszej klasy była Pani Marta Banasiuk, która jednocześnie uczyła nas historii. Była osobą bardzo wymagającą jako nauczyciel, ale jednocześnie była bardzo opiekuńcza, jeżeli chodziło o sprawy wychowawcze. Na jej pomoc i wsparcie można było zawsze liczyć. Języka polskiego uczyła nas Pani Jolanta Kowalczyk- jednocześnie żona Dyrektora Zespołu Szkół Zawodowych - Pana Stanisława Kowalczyka. Dzięki pani profesor polubiłem ten przedmiot, wcześniej w podstawówce dużo czytałem książek, lubiłem pisać wypracowania. Chętnie brałem udział w akademiach szkolnych, deklamując jakieś wiersze a nawet wystąpiłem w konkursie recytatorskim. Dziś nie pamiętam już z jakim skutkiem. Nauczycielem matematyki był Pan Mieczysław Janusiewicz, który w tym czasie jednocześnie pełnił obowiązki Zastępcy Dyrektora Zespołu. Przyznam się, że z matematyki orłem nie byłem, ratowało mnie to, że siedziałem w ławce z Krzysiem Prokopczukiem ze Steląg, który pozwalał mi ściągnąć w czasie klasówek. Pan Mieczysław był bardzo wymagającym nauczycielem, wzbudzał postrach wśród uczniów, ale był sprawiedliwy. Potrafił u każdego znaleźć coś pozytywnego. Mnie też nie ominął, za co mu bardzo serdecznie dziękuję.
O kondycję fizyczną męskiej części naszej klasy dbał Henryk Knercer – nauczyciel wychowania fizycznego, niewiele brakowało, a zostalibyśmy mistrzami siatkówki. W szkole była duża sala gimnastyczna, na której często graliśmy w ,,siatę’’, było też dużo gimnastyki. Ponadto było dużo zajęć na stadionie przy ul. Lipowej, za które bardzo dziękuję, bo nabyta kondycja fizyczna przydała się w dalszym życiu- zwłaszcza na studiach i w wojsku.
Z wielkim szacunkiem wspominam starszego wówczas już nauczyciela przysposobienia obronnego - Pana profesora Piotrowskiego.W pierwszej klasie uczył nas musztry a w czwartej poloneza. Po drodze było strzelanie z kbks-u na strzelnicy pod Grochowem.
Z nauczycieli przedmiotów technicznych pamiętam dobrze Zygmunta Szalacha- nauczyciela rysunku technicznego, który w latach osiemdziesiątych został dyrektorem „Budowlanki” w Siedlcach. Przychodził on często do pracowni Profesora Zająca, z którym mieliśmy zajęcia z elektrotechniki. Obaj panowie coś sobie w tym czasie gotowali na zapleczu, a my w klasie mieliśmy trochę czasu dla siebie. Musieliśmy za to pilnować, aby do klasy nie wpadł Dyrektor Janusiewicz.
Jako uczniowie liceum profilowanego mieliśmy w tygodniu dwa dni zajęć warsztatowych. Warsztaty mieściły się przy ulicy ks. Bosko pomiędzy kościołem a Zakładem Doskonalenia Zawodowego. Szkolenie było prowadzone w systemie dwuzmianowym chyba po 5 lub 6 godzin dziennie z przerwą na tak zwane drugie śniadanie, na które była bułka i szklanka mleka. W pierwszej klasie uczyliśmy się rzeczy podstawowych- zwłaszcza posługiwania się pilnikiem. Przez cały rok szlifowaliśmy elementy płaskowników, które następnie były montowane w automatach do wersalek, produkowanych przez Sokołowską Spółdzielnię „Drzewną”. W drugiej klasie była już mechanizacja, praca na obrabiarkach, spawalnia, kuźnia. Bardzo sympatyczne wspominam nauczycieli zawodu Panów: Smolika, Ambroziaka, Małko, kowala „dziadka” z Repek czy pana Rzewnickiego, który na drugiej zmianie lubił się zdrzemnąć przy piecyku. Ponadto mieliśmy okresowe zajęcia we wspomnianej już „Drzewnej”, gdzie pracował Marian, brat naszego kolegi Henia Bojara. Dzięki niemu mieliśmy czasami jakąś „fuchę”.
Ukoronowaniem warsztatów była dłuższa praktyka (chyba całomiesięczna) w prawdziwym zakładzie pracy, jakim w tamtym czasie był Sokołowski POM, w którym produkowano podzespoły dla fabryki traktorów w Ursusie. Były tam dwie duże hale pełne różnych maszyn oraz biuro techniczne. Dziś w części tego zaplecza mieszczą się sale weselne.
Połowa lat siedemdziesiątych to gwałtowny rozwój Sokołowa za sprawą lokalizacji Zakładów Mięsnych na obrzeżach miasta. Dziś jeden z najnowocześniejszych zakładów w Europie. Pamiętam potężne ciężarówki dowożące materiały budowlane. Powstał w tym czasie najwyższy budynek w okolicy – biurowiec Zakładów Mięsnych liczący 8 pięter. Nasza klasa pracowała kilkakrotnie przy jego sprzątaniu.
Do szkoły dojeżdżałem codziennie autobusem PKS. Moim marzeniem było zamieszkanie w internacie przynajmniej w czwartej klasie. Niestety, nie było mi to dane, bo rodzice prowadzili gospodarstwo rolne, więc „po szkole” trzeba było pomagać w domu. Autobusy zawsze przepełnione często się spóźniały, więc trzeba było biec do dyżurnego ruchu, aby podpisał usprawiedliwienie. Z takiego wytłumaczenia korzystało się czasami, gdy chciało się pominąć lekcję poranną – dyżurny ruchu i tak stemplował zaświadczenia „jak leci”.
Studniówka wypadła w „zimę stulecia”. Sala udekorowana była na podwodną krainę. Tradycyjnie były siatki maskujące i chyba fragmenty zatopionego okrętu. Załapałem się na część artystyczną. Na zachowanym zdjęciu recytuję jakiś wiersz, mocno przy tym gestykulując. Mimo że na studniówkę poszedłem sam (moja dziewczyna z Wrocławia się rozchorowała), to bawiłem się dobrze, bo klasa się mną „zaopiekowała”.
Po zdaniu matury, zwłaszcza bardzo pozytywnie w części ustnej-za namową nieocenionej wychowawczyni Pani Marty Banasiuk- złożyłem papiery na siedlecką WSRP, na której w 1983 roku uzyskałem tytuł magistra pedagogiki. Dalszą naukę kontynuowałem na Uniwersytecie Warszawskim, kończąc w 1985 roku Podyplomowe Dzienne Studium Dziennikarstwa.
Pierwsza praca to czteroletnia praca asystenta w Zakładzie Kultury Wsi na wspomnianej WSRP z roczną przerwą na służbę wojskową. Po przemianach ustrojowych pracowałem w instytucjach rządowych i samorządowych. W latach 2006-2010 byłem wicestarostą Powiatu Sokołowskiego. W latach 2011 – 2019 byłem wicewójtem Gminy Wiśniew. Obecnie pracuję w Mazowieckim Ośrodku Doradztwa Rolniczego Oddział Siedlce na stanowisku starszego specjalisty. W okresie IV 2019 – VII 2024 pełniłem funkcje Dyrektora Oddziału w Siedlcach.
Z okazji jubileuszu 60-lecia powstania Zespołu Szkół Nr1 im. K. K.Baczyńskiego w Sokołowie Podlaskim składam serdeczne gratulacje Dyrekcji i całemu gronu nauczycielskiemu, serdecznie pozdrawiam wszystkich uczniów i absolwentów, dziękuję serdeczne wszystkim nauczycielom i wychowawcom za poniesiony trud włożony w moją edukację.
Andrzej Giziński uczeń ZSZ im. Kamila Baczyńskiego w Sokołowie Podlaskim w latach 1974-78
Wspomnienia harcerza wodniaka
W tamtych latach życie młodego chłopaka koncentrowało się na szukaniu przygód i imprezowaniu. Moja „Szara Szkoła” oferowała spełnienie obu oczekiwań. O imprezowaniu dzisiaj nie będę wspominał i skoncentruję się na szukaniu przygód.
Już rok wcześniej, ja chłopak z Podlasia zetknąłem się z żeglarstwem jeziorowym. Byłem na obozie żeglarskim chorągwi mazowieckiej w miejscowości Zdory nad jeziorem Seksty (południowa zatoka jeziora Śniardwy). Jezioro to łączyło się z jeziorem Śniardwy tzw Bramą Seksteńską. Po pokonaniu sztucznego zwężenia (sieci rybackie) wypływało się na wody największego polskiego jeziora. Po drodze mijało się dwie urocze wyspy Czarcią i Pajęczą.
Z tą pajęczą łączy się fajna przygoda. Otóż pewnego razu wracaliśmy z dłuższego rejsu (Ryn), zapadał zmierzch, a do naszej przystani było jeszcze daleko. Postanowiliśmy przenocować na Czarciej wyspie. Przed przybiciem do brzegu zrzuciliśmy z naszej „Omegi” żagle i jeden z kolegów wskoczył do wody z fałem holowniczym na ramieniu aby bezpośrednio doholować nas na brzeg. Woda było stosunkowo płytka, sięgała „stryjowi” do ramion. Trzymając fał holowniczy „stryj” zaczął nas ciągnąć w stronę brzegu z pieśnią na ustach. Po chwili zniknął nam z oczu i nie słychać było dalszego ciągu piosenki „Hej fantazjo marynarska”. Okazało się, że w pewnym momencie blisko brzegu trafił na tzw dołek i zniknął, my przerażeni ale po chwili słyszymy chlapanie wody i dalszą część piosenki. Spanie w łódce, o burtę której co chwila uderzają fale jest do tej pory jednym z najwspanialszych wspomnień tego okresu.
Kiedy zacząłem naukę w „Szarej szkole” wraz z naszym wspaniałym nauczycielem w-fu panem Henrykiem Knercerem postanowiliśmy w szkole założyć harcerską drużynę wodną. Pan profesor był starym wygą żeglarskim (pochodził z Gdyni?) i natychmiast zapalił się do tego pomysłu obiecując wstawiennictwo u ówczesnego dyrektora ZSZ pana Stanisława Kowalczyka (notabene jednego z najlepszych dyrektorów jakiego znałem a w szkolnictwie przepracowałem 41 lat). Ku naszemu zdumieniu i ogromnej radości wkrótce na placu przed szkołą ujrzeliśmy dwie piękne Omegi i dwa małe Optymisty do szkolenia młodych adeptów żeglarstwa. Szybko zebrała się grupa entuzjastów żeglarstwa. (Mirosława Hryniewicz, Zbigniew Borowy, Andrzej Giziński, Bogusław Kwiatkowski, Krzysztof Kurdziński, Włodzimierz Mrawiec, Jan Bolesta)
Zaczęliśmy szkolenie „na sucho” zapoznając się z budową, takielunkiem i nazwami żeglarskimi poszczególnych części łódek.
Nasz nowy sprzęt chrzest odbył na wodach Zalewu Siedleckiego (świeżo oddanego do użytku) i my swoją Omegą i dwoma Optymistami zrobiliśmy tam furorę mimo, że nie było wtedy zbyt dużego wiatru. Naturalnym akwenem wodnym było dla naszej drużyny wodniackiej jezioro Paniewo obok miejscowości Płaska ponieważ nasz sokołowski hufiec ZHP miał tam swój obóz stacjonarny. Nie będę się chwalił iż możliwość przewiezieni koleżanek harcerek po jeziorze i wykonaniu kilku zwrotów przez sztag i jednego prze rufę wystarczyły aby piszczące koleżanki chciały jak najszybciej na brzeg ale my twardo kazaliśmy najpierw wybrać im wodę z „zenzy”. Pomimo tego były wdzięczne i zobowiązane, a my chodziliśmy w glorii.
Mój harcerski mundur żeglarski przez długie lata wisiał na honorowym miejscu w szafie ale po kolejnej przeprowadzce, przymierzeniu go i stwierdzeniu, że z czasem „się skurczył” małżonka Agnieszka przekazała go do izby pamięci w szkole.
Bardzo przepraszam, że nie pamiętam wszystkich nazwisk moich koleżanek i kolegów harcerzy-wodniaków, ale czas robi swoje, a mój kolega Bogusław Kwiatkowski, też wodniak, prosił o takie bardziej osobiste wspomnienie.
Z wyrazami szacunku absolwent ZSZ im. Kamila Baczyńskiego w 1978 roku Andrzej Giziński